Tradycja i biurokracja

Tradycja i biurokracja w gospodarstwach rolnych w Polsce

Szczepan Master jest drobnym rolnikiem, dumnym ze swoich produktów rolnych i sposobu w jaki uprawia ziemię – robi to tak jak czynili polscy rolnicy od wielu wieków.  Pan Master trzyma swoje zwierzęta w wyścielonej słomą stajni, która łączy się z mieszkalną częścią domu przez drzwi kuchenne.  Sam zabija swoje świnie, odrzuca nasiona genetycznie modyfikowane i woli używać koni zamiast traktora.  Jego żona własnoręcznie doi krowy.

Tradycyjne gospodarstwa, takie jak to należące do Masterów można uznać za relikt przeszłości lub jak to coraz częściej ma miejsce za gospodarstwo przyszłościowe, o ile będzie w stanie przetrwać. 

Styl pracy i życia państwa Masterów jest bowiem zagrożony ze względu regulacje sanitarne wprowadzone przez Unię Europejską i presję wywieraną na polskie gospodarstwa rolne, by były bardziej wydajne i konkurencyjne.  Drobni rolnicy skarżą się, że takie podejście faworyzuje zmechanizowane gospodarstwa komercyjne.  Tymczasem eksperci zajmujący się zmianami klimatycznymi, organizacje troszczące się o ochronę środowiska i sami konsumenci z nadzieją zwracają się ku rolnictwu ekologicznemu.  Jest wiele powodów, zarówno społecznych, kulinarnych jak i ekologicznych by promować gospodarstwa rodzinne, takie jak to należące do Masterów.  Żywność produkowana w takich gospodarstwach lepiej smakuje, a sposób jej wytwarzania nie przyczynia się do efektu cieplarnianego.  Dzięki temu, że Polska pozostała miejscem, gdzie dominują małe gospodarstwa rodzinne, nadal jest bastionem różnorodności biologicznej z 40, 000 parami bocianów zakładających gniazda i tysiącami odmian nasion niespotykanych nigdzie indziej.

Jednak regulacje Unii Europejskiej są dostosowane do innego typu rolnictwa niż ten, do którego przyzwyczajeni są rolnicy w Polsce, i dla których są one niekorzystne.  Jeśli polscy rolnicy chcą sprzedawać swoje mięso muszą mieć betonowe podłogi w stodołach i specjalne urządzenia do zabijania zwierząt.  Regulacje sanitarne zabraniają ręcznego dojenia krów.  W rezultacie małe rzeźnie i takież skupy mleka, tak wcześniej obecne na polskiej wsi – dzisiaj zostały zamknięte.  Rolnictwo rodzinne oparte na małych gospodarstwach staje się niemożliwe.

– Rolnicy ci powinni być jakoś wynagrodzeni za swoją działalność a nie zwalczani jako pozostający w tyle – twierdzi Sir Julian Rose, rolnik ekologiczny z Wielkiej Brytanii, który wraz ze swoja partnerką Jadwigą  Łopatą stworzył kilka lat temu Międzynarodową Koalicję Ochrony Polskiej Wsi i odtąd walczy z bezsensownymi unijnymi regulacjami.  „Unia stosuje takie samo podejście do wydajności wobec żywności jak wobec samochodów czy mikroprocesorów.” – dodaje –„Ci, którzy produkują dużo są faworyzowani.  Jeśli Unia naprawdę chciałaby zadbać o zdrową żywność i środowisko powinno być odwrotnie.

Drobni rolnicy na południu Polski popierają Koalicję, a Jadwiga Łopata otrzymała Nagrodę Goldmana za swoją walkę o utrzymanie tradycyjnych gospodarstw w Polsce.  Brytyjski Książę Karol odwiedził gospodarstwo pani Łopaty, w którym wykorzystuje ona panele słoneczne i hoduje czarne owce, które dbają o trawniki.

Wszystkie polskie województwa wprowadziły zakaz dla genetycznie modyfikowanych organizmów, przeciwstawiając się Światowej Organizacji Handlu (WTO).  W ubiegłym miesiącu Ministerstwo Rolnictwa w Polsce ogłosiło, że planuje zakazanie importu genetycznie modyfikowanych roślin używanych w paszach dla zwierząt.  Jest to wbrew polityce Unii Europejskiej. 

Tymczasem w Brukseli, urzędnicy unijni zapewniają, że nie mają  zamiaru przeciwstawiać się polskiej tradycji.  „Nie zachęcamy do industrializacji rolnictwa w Europie – z naszej strony wygląda to tak, że w Europie jest miejsce dla gospodarstw różnego rodzaju i różnej wielkości”- mówi Michael Mann, rzecznik Dyrektoriatu do Spraw Rolnictwa Komisji Europejskiej, po czym dodaje: „Jakaś restrukturyzacja musi mieć miejsce, żeby gospodarstwa stały się bardziej konkurencyjne i mniej zależne od dotacji.  Rolnictwo to biznes.  Rolnicy muszą znaleźć jakieś nisze rynkowe.  Unia Europejska obecnie płaci rolnikom, którzy spełniają wymogi zdrowotne i sanitarne, aby utrzymać europejskie tradycje rolnicze i jako świadectwo, że w Europie koszty działalności rolniczej są wyższe niż gdzie indziej.  Unia Europejska wspomaga także rządy państw członkowskich w zakresie rozwoju rolnictwa i modernizacji gospodarstw.  W niektórych krajach oznacza to kupno nowego sprzętu dla gospodarstw, uprawę roślin ekologicznych, a czasem przekształcenie niewydolnych gospodarstw w zajazdy typu bed & breakfast.  W planowanym wkrótce przeglądzie Wspólnej Polityki Rolnej, Komisja Europejska zachęca do przeznaczania większych sum na rozwój rolnictwa ekologicznego. 

Michael Mann tak to komentuje: „Rolnicy nie musza niczego zmieniać, jeśli nie chcą, ale jeśli mają zamiar przetrwać muszą odnaleźć się w tym biznesie.  Jeśli nadal doją krowy ręcznie, może powinni wyłożyć pieniądze na nowy system.”

Ogólne dochody z działalności rolniczej wzrosły w Polsce od czasu przyłączenia się do Unii, ale ten wzrost nie dotyczy drobnych rolników z południa Polski.  Prawie 22% siły roboczej w Polsce ma zatrudnienie w rolnictwie, a liczba gospodarstw rolnych jest najwyższa w Europie.  Jednak gospodarstwa te są bardzo malej wielkości.

Średnia powierzchnia polskiego gospodarstwa rolnego wynosi 17 hektarów w porównaniu do 59 hektarów w Hiszpanii, Francji, czy Niemczech.  Liczba gospodarstw rolnych w Polsce jest bardzo duża – 1.5 milion i w zasadzie tylko we Włoszech można znaleźć tak wielu tradycyjnych drobnych producentów żywności. 

Upadek komunizmu i przyłączenie się do Unii Europejskie, otworzyło Polskę na siły globalne: międzynarodową konkurencję, wymogi sanitarne, reguły wolnego handlu i tym podobne.  Sir Julian Rose pamięta broszurę z konferencji rolniczej w 1999 roku, która reklamowała „Polska do wzięcia”.  Rose potwierdza, że tak właśnie się dzieje. 

Na rynku zdominowanym przez wielkich i wydajnych graczy, drobni producenci żywności, stosujący tradycyjne metody produkcji są marginalizowani.  Amerykański gigant mięsny Smithfield Foods ma w swoim posiadaniu ponad tuzin ogromnych chlewni.  Dzięki importowi taniej genetycznie modyfikowanej soii firma ta doprowadziła do drastycznego obniżenia cen żywca wieprzowego w ostatnich latach.  Od czasu przyłączenia się Polski do Unii Europejskiej ceny jakie rolnicy otrzymują za mleko i mięso wieprzowe spadły o 30 procent.    

Na początku marca setki polskich rolników protestowało przez biurem premiera Donalda Tuska, skarżąc się, że tracą pieniądze na każdej świni, którą hodują.  Pan Master może zapomnieć o produkcji świń, nie wolno mu ich ubijać, a najbliższa rzeźna, która spełnia normy Unii Europejskiej znajduje się zbyt daleko.

„Prowadzenie gospodarstwa staje się niemożliwe dla mnie – skarży się pan Master, siedząc nad talerzem barszczu w roboczym swetrze i spodniach.  Zarówno on jak i żona wiedzą o dotacjach i pożyczkach oferowanych przez Unię na modernizacje tradycyjnych gospodarstw.  Mowi, że tych pieniędzy nie wystarczyłoby na modernizację, której nawet nie chcą, a poza tym wiązałoby się to z ogromną biurokracją, do czego Masterowie nie są przyzwyczajeni.  Próbowali wypełnić dokumenty potrzebne do otrzymania certyfikatu gospodarstwa ekologicznego, zniechęcił skomplikowany proces z tym związany.    

Polska ma długowieczną tradycję istnienia małych gospodarstw rolnych. Inaczej niż rolnicy w wielu krajach Europy Wschodniej, polscy gospodarze oparli się kolektywizacji w czasach komunizmu.  Jadwiga Łopata zapewnia, że ich produkcja rolna jest z gruntu ekologiczna, zdrowa i można nawet powiedzieć, że awangardowa. 

W małej stajni Andrzej i Barbara Wójcikowie czują się nieswojo.  Kiedyś nieźle żyli ze sprzedaży świń, które hodowali oraz mleka i masła, pochodzącego od ich sześciu krów.  Jednak dzisiaj, gdy ceny żywca wieprzowego są niezmiernie niskie, nie są w stanie hodować ich w sposób tradycyjny.  Nawet gdyby kupili sprzęt do dojenia krów, to nie mieliby gdzie sprzedać swojego mleka, gdyż najbliższy skup od kilku lat jest nieczynny. „Nowe regulacje unijne nas niszczą” – mówi pan Wójcik.  Małżonkowie sprzedali krowy pozostawiając sobie tylko dwie i obecnie ich gospodarstwo rodzinne produkuje tylko na własne potrzeby.  Wójcikowie utrzymują się z rent swoich rodziców, bezgotówkowej wymiany produktów i sprzedaży wyrobów rzemieślniczych i artystycznych. 

Michael Mann z Komisji Europejskiej przyznaje, że drobni rolnicy w krajach takich jak Polska będą musieli się jakoś dostosować.  „W Europie jest miejsce dla drobnych rolników, ale musza być mądrzy i nie polegać jedynie na płatnościach unijnych” – stwierdza Mann.  Jednak takie dostosowanie wydaje się w tym wypadku trudne i niekorzystne dla środowiska naturalnego.

Jadwiga Łopata próbowała zorganizować wspólny system sprzedaży ekologicznych warzyw i owoców, które miałyby być dostarczane do miasta – jednak przedsięwzięcie to nie powiodło się. ”Polscy rolnicy to indywidualiści. – tłumaczy Łopata – Przeżyli komunizm i próby kolektywizacji, wiec sądzą , że przetrwają także w obecnej sytuacji.  Nie zdają sobie sprawy, że w kontekście Unii Europejskiej i rynku globalnego jest to o wiele trudniejsze.     

tłumaczenie: Anna Witowska Food & Water Watch.

Link do artykułu:
http://www.nytimes.com/2008/04/04/world/europe/04poland.html?ref=world