Komentarz profesora Piotra Skubały do wywiadu posła Kłopotka

Wywiad z panem posłem PSL Eugeniuszem Kłopotkiem w Radiu Wnet powinni z pewnością wysłuchać zarówno propagatorzy genetycznie modyfikowanej żywności, jak i przeciwnicy GMO. Ci pierwsi znajdują tu lekcję, jak nie rozmawiać z szerokim odbiorcą, nie chcąc się narazić na ośmieszenie. Dla nich powinna to też być lekcja, że wypowiadając się na jakiś temat, szczególnie, gdy jest on odległy od wykształcenia danej osoby, trzeba się dobrze przygotować merytorycznie. Nie jest to łatwe, gdy mówimy o roślinach modyfikowanych genetycznie, gdyż potrzebna jest wiedza specjalistyczna i to z bardzo wielu dziedzin.

Co budzi największe zdziwienie poseł Kłopotek stara się w tym wywiadzie zaprezentować jako obrońca polskiego rolnictwa rodzinnego. Argumenty, że dopuszczając GMO w polskim rolnictwie zmieniamy całkowicie jego charakter i na dobrą sprawę „wykańczamy” naszych małoobszarowych rolników, nie docierają do posła. Przykłady, że tak się właśnie stało w USA i dzieje w innych krajach, są posłowi nieznane. Dlaczego poseł Kłopotek zdecydował się na lobowanie genetycznie modyfikowanych roślin? Czy ma jakieś ukryty interes finansowy? Szykuje sobie wygodne miejsce w jakiejś korporacji międzynarodowej związanej z przemysłem biotechnologicznym? Tak byłoby najłatwiej sądzić, wiele osób wszędzie upatruje spisku, nieczystych intencji, warunkowanych finansowo. Ja jednak wierzę w czyste intencje posła Kłopotka. Wierzę nawet, że nie jest wrogiem tradycyjnego rolnictwa w Polsce. Dlaczego poseł Kłopotek występuje jako orędownik GMO w Polsce, a nasz kraj, głosami większości posłów, dopuszcza uwolnienie roślin modyfikowanych genetycznie do środowiska? Widzę dwa zasadnicze powody.

Pierwszy z nich, może zabrzmi to buńczucznie, to systematyczne odchodzenie w polskim szkolnictwie, życiu społecznym, a przede wszystkim politycznym, od tematyki środowiskowej. Nie robimy wiele, aby rosła świadomość ekologiczna polskiego społeczeństwa. Nie robimy nic, aby wzrosła świadomość środowiskowa polskich polityków, nie zmuszamy ich, aby na poważnie zajęli się problematyką środowiskową.

Koncepcją wychowania, której zadaniem jest wykształcenia pokolenia zdolnego stawić czoła rosnącym zagrożeniom środowiskowym jest edukacja ekologiczna. Edukacja ekologiczna jest jeszcze obecna w formalnym systemie kształcenia w naszym kraju. Została wprowadzona do szkolnictwa w 1992 roku w postaci oddzielnej ścieżki edukacyjnej o charakterze wychowawczo-dydaktycznym, począwszy od II etapu edukacyjnego (klasy IV-VI). Niestety nowa podstawa programowa z 2008 roku zlikwidowała edukację ekologiczną, jako odrębną ścieżkę międzyprzedmiotową. I to chyba dobrze oddaje trend w polskim szkolnictwie. Nastawiamy się na wiedzę z różnych „nowoczesnych” dyscyplin, uczymy dzieci od najmłodszych lat informatyki, szkolimy w zakresie przedsiębiorczości. A wiedza o świecie żywych organizmów, wzajemnych interakcjach, usługach środowiskowych, ścisłym uzależnieniu człowieka od innych form życia? Komu to dzisiaj potrzebne? Dlatego też pojawiają się wygłaszane z pełnym przekonaniem opinie, taka jak posła Kłopotka w wywiadzie radiowym. Pytany przez prowadzącego wywiad: Nie wzruszają pana pszczółki, które giną na łące? , poseł Kłopotek opowiada : To są strachy na lachy póki co. Komentując powyższe, należałby powiedzieć tak: Nie każdy musi być ekspertem i znać się na biologii i ekologii, ale każdy powinien być świadomy korzystania z szeregu usług świadczonych przez środowisko przyrodnicze, jak dostarczanie wody pitnej, świeżego powietrza czy pożywienia, bez których egzystencja ludzka nie byłaby możliwa. Dalszy rozwój, pomyślność polskiego społeczeństwa, w tym polskiego rolnika, jest uzależniony od zachowania różnorodności biologicznej i usług ekosystemów. Tą wiedzę, głęboką prawdę życiową, należy jednak w pewnym etapie życia posiąść. Niestety tak się nie dzieje i może trudno tu winić posła Kłopotka i innych posłów. Śp. Prof. Stefan Kozłowski (minister ochrony środowiska w latach 1991-92) wielokrotnie, gdy miałem okazję z nim rozmawiać podkreślał, brak osób myślących kategoriami środowiskowymi w polskiej polityce. Przykrym było obserwować postępujący u niego brak wiary, że ta sytuacja może się zmienić, coraz większy pesymizm, że uda się ten trend odwrócić. Charakterystycznym w wypowiedzi posła Kłopotka było podkreślenie tylko ewentualnego wpływu na zdrowie człowieka roślin genetycznie modyfikowanych. Uważa on, że nie stwierdzono negatywnego wpływu. To oczywiście nie jest prawdą, bo wiele badań już temu zaprzecza, a przynajmniej daje do myślenia. Zresztą dla posła Kłopotka liczy się smak, a ten nie jest jego zdaniem gorszy niż roślin tradycyjnych. Aspekt wpływu roślin GMO na środowisko w świadomości rozmówcy nie istnieje. Mówią o tym jacyś nawiedzenie ekolodzy, ale to przecież jakieś bzdury. Zresztą, jego zdaniem, te wszystkie krzyki ekologów, to bajki. Tymczasem ci tzw. „ekolodzy”, mówiący o zagrożeniach środowiskowych na naszej planecie, to utytułowani profesorowie, z najlepszych uczelni, publikujący swoje wyniki badań w najlepszych światowych czasopismach naukowych, gdzie artykuł przechodzi przez szczelne sito recenzji. No cóż, ale zawsze można to skwitować słowem „natchnieni ekolodzy”. A zwykły czytelnik, czy słuchacz, częściej słucha polityka, a tylko z rzadka sięga do źródła informacji.

Drugi powód, którym staram się znaleźć wytłumaczenie dla kuriozalnych wypowiedzi posła Kłopotka na temat GMO, jest ogólna światowa moda i zafascynowanie nowoczesną technologią, w tym tą w dyscyplinach biotechnologicznych. I poseł Kłopotek poddaje się tej modzie. Przecież jak coś jest nowoczesne i poparte jakimiś opiniami profesorów (nieważne, że inni profesorowie się temu sprzeciwiają), to musi to być dobre. Obserwuję ten trend w nauce na własnej skórze jako ekolog, specjalista od roztoczy glebowych. Nauki, które nie sięgają do zaawansowanych metod są traktowane jako nienowoczesne, niepotrzebne. Trudno pozyskać środki na badania w naukach biologicznych, które nie sięgają po zaawansowane technologie, najlepiej te z zakresu biotechnologii. Może trochę przesadzam, ale ziarno, a może i wiele ziaren prawdy w tym jest.

Poseł Kłopotek twierdzi, że jest zwolennikiem GMO bo twardo chodzi po ziemi. Jestem przekonany, że właśnie Ci, którzy mają świadomość ograniczeń środowiskowych, starają się powstrzymać nasz szaleńczy pęd ku zawłaszczeniu każdym skrawkiem ziemi, zmienianiem otaczającego środowiska według naszego wyobrażenia, właśnie te osoby twardo stąpają po ziemi. I jeszcze w jednym poseł Kłopotek ma rację, mówiąc: „nie dajmy się zwariować”. Właśnie nie dajmy się zwariować, słuchajmy mądrych ludzi, odwołujmy się do całej mądrości nauki. I podobnie jak chce poseł Kłopotek nie przykładajmy ręki do unicestwienia polskiego rolnictwa. Chodzi nam zatem pozornie o to samo, ale pojmujemy to na jak widać na dwa skrajnie odmienne sposoby.

Piotr Skubała (doktor habilitowany nauk biologicznych, profesor nadzwyczajny Uniwersytetu Śląskiego, Katedra Ekologii Wydziału Biologii i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Śląskiego)