Fundacja „Zwierzęta i my”

Fundacja „Zwierzęta i my” nie popiera przedlużenia vacatio  legis do 2012 roku zakazu skarmiania zwierząt gospodarskich paszami roślin  genetycznie modyfikowanymi

Do Fundacji „Zwierzęta i my” wysłano do zaopiniowania propozycję Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi o przedłużenie obowiązującego vacatio legis zakazu skarmiania zwierząt gospodarskich paszami roślin genetycznie modyfikowanymi,w ustawie o paszach. Proponowana zmiana.

W aspekcie informacji, że pasze GMO powodują nowotwory złośliwe, reakcje alergiczne i oporność na antybiotyki (niżej artykuł), Fundacja nie może jak tylko negatywnie zaoopiniować propozycję Ministerstwa.

Alina Kasprowicz i Jurek Duszyński Poznań, 11 marca 2008

Wysłał: Jurek Duszyński tel.kom. 0-504 609 797 www.zielonapolska.org.pl

GMO: broń masowego rażenia

Z doktorem Zbigniewem Hałatem, lekarzem medycyny specjalistą epidemiologiem, rozmawia Jacek Sądej

– Jakie zagrożenie dla człowieka stanowi żywność zmodyfikowana genetycznie?

– Organizmy genetycznie zmodyfikowane zagrażają zdrowiu człowieka z trzech powodów od dawna znanych. GMO zagrażają pojawieniem się nowotworówzłośliwych, reakcji alergicznych i oporności na antybiotyki. Głównie z przyczyn związanych z samą produkcją tych organizmów. Mianowicie do przełamania barier międzygatunkowych stosuje się agresywne – rakotwórcze wirusy i bakterie, które gdyby nie zostały zastosowane, to nie dochodziłoby do wprowadzenia np. genu człowieka do pomidora, karpia czy krowy. Nowy gen wstrzeliwany do genomu gospodarza może trafić w dowolne miejsce nici DNA. Nieprzewidziana sekwencja genów to matryca nowych białek, wcześniej ludzkości nieznanych, o właściwościach silnych alergenów albo toksyn. GMO wyposaża się w markery oporności na antybiotyki, aby za pomocą np. streptomycyny czy kanamycyny pozbyć się produktów, które nie spełniają oczekiwań inżynierów genetycznych. Fabrykę opuszczają tylko organizmy genetycznie modyfikowane oporne na antybiotyk. A ta oporność jest zaraźliwa! Wypicie jednej szklanki mleka sojowego powoduje zasiedlenie przewodu pokarmowego przez bakterie oporne na antybiotyk, a geny antybiotykooporności zawarte w odchodach ludzi czy zwierząt trafiających do wód podziemnych nie tylko są w tych wodach łatwo wykrywalne, to jeszcze – znajdując nowych gospodarzy – niektóre z nich mogą amplifikować się i w ten sposób niebezpiecznie zanieczyszczać wody podziemne w zasięgu większym niż będące ich źródłem bakterie. Są już liczne dowody na szkodliwość pyłku roślin genetycznie modyfikowanych. Ludzie, którzy mieszkają w pobliżu upraw transgenicznej kukurydzy cierpią na bardzo silne reakcje alergiczne, które ustępują po wyjeździe i powracają po powrocie do środowiska skażonego pyłkiem gmo. Kiedy pobierze się im krew okazuje się, że mają przeciwciała na antygeny tego pyłku. Ludzie zatrudnieni przy trangenicznej bawełnie reagowali na jej alergeny masowymi zachorowaniami o dramatycznym przebiegu. Konsumenci gmo są narażeni na spożywanie białek zawierających pestycydy wbudowane w rośliny (ang. plant-incorporated pesticides), a więc toksyny białkowe Bacillus thuringiensis (toksyna Bt) i materiał genetyczny niezbędnydo ich wytworzenia. Jednak nie warto się poświęcać i na darmo zjadać pestycydy wbudowane w rośliny, skoro pestycydy te przestają pełnić swojąrolę w ochronie roślin przed szkodnikami. Właśnie naukowcy amerykańscy po raz pierwszy ujawnili udowodnione w latach 2003 – 2006 niszczenie upraw gmo na polach przez superowady, które w drodze ewolucji uodporniły się na toksynę Bt. Pierwszym ujawnionym – w warunkach polowych, mie laboratoryjnych – superowadem jest słonecznica amerykańska, znana także jako ćma kukurydziana i ćma bawełniana. Najchętniej żeruje na kukurydzy słodkiej i przeznaczonej na popcorn, poza tym atakuje bawełnę, groch, pomidor, bakłażany, paprykę, kapustę, sałatę, truskawki, słonecznik, rośliny motylkowe, rośliny dyniowate, drzewa owocowe, rośliny ozdobne, rośliny szklarniowe. Łącznie zagraża ponad 100 gatunkom. Dziurawi liście, wygryza jamy i otwory w owocach. Inne owady, i to te nam najbliższe i dla nas najbardziej pożyteczne, czyli pszczoły, giną w kontakcie z gmo. Pojawia się u nich upośledzenie odporności, porównywalne z AIDS u ludzi. Problem jest zasadniczy. Temu problemowi notabene stawiają czoła Niemcy. 1 lutego bieżącego roku Bundestag uchwalił możliwość znakowania żywności pochodzenia zwierzęcego tj.: jaj, mleka, mięsa i przetworów informacją, że do ich wytworzenia nie stosowano pasz z roślin genetycznie modyfikowanych – OHNE GENTECHNIK. 15 lutego prawo to zatwierdził Bundesrat. W związku z tym niemiecki odbiorca naszych płodów rolnych, najbardziej spośród wszystkich importerów szanujący polską żywność, będzie miał prawo żądać na produktach żywnościowych pochodzenia zwierzęcego informacji, że powstały one bez użycia pasz genetycznie modyfikowanych. Biada temu, kto skłamie!

– Panie doktorze w jaki sposób przysłowiowy Jan Kowalski może się obronić przez taką żywnością?

– Kowalski nie będzie zakładał laboratorium w swojej kuchni ani łazience. Nie będzie też wiedział, kiedy na sklepowej półce pojawi się ryż genetycznie modyfikowany. Jesienią 2006 roku nie sanepid a Greenpeace wykrył w supermarketach ryż transgeniczny. Nie wiedzieli co mają mówić. Pokazano panią rzecznik Głównego Inspektora Sanitarnego, która powiedziała, że się nie boi i ona to zje. To jest bicie podatników polskich po twarzy. Jeżeli ktoś uważa, że pada deszcz a nie, że plują mu w twarz to niech się z tym pogodzi. Ja uważam, że trzeba z bezprawiem walczyć. Jeżeli mamy przepis, który nakazuje znakować żywność genetycznie modyfikowaną to musimy go egzekwować. To nie jest sprawa bagatelna. Jedynym wyjściem jest zmuszenie władz do egzekwowania obowiązującego prawa. To samo dotyczy konieczności natychmiastowej likwidacji 350 hektarów kukurydzy gmo, uprawianej bez zachowania wymogów bezpieczeństwa środowiska i żywności, prezentowanej jako tryumf nad polskim prawem. W istocie jest to arogancja kolonizatorów chełpiących się skutecznością wobec słabości władz podbijanego kraju.

– Uprawa roślin transgenicznych postępuje. Zwolennicy przymykają oczy na zagrożenia. Skąd bierze się przyzwolenie na to ze strony różnych naukowców i ekspertów?

No cóż, medycyna, a zwłaszcza epidemiologia, posługuje się dowodami naukowymi. Marketing, lobbing i reklama oczywiście też, ale cel i kodeks etyki jest tu skrajnie odmienny. To są dwa różne podejścia. Jeżeli narasta przekonanie że modyfikowane genetycznie środki spożywcze i pasze są związane przyczynowo z narastają pandemią otyłości, cukrzycy i innych chorób metabolicznych, powietrze skażone transgenicznym pyłkiem grozi zaduszeniem, a woda podziemna skażona plazmidami – opornością na antybiotyki to epidemiolog alarmuje, a lobbista uspokaja. W moim przekonaniu, którym podzieliłem się z uczestnikami zeszłorocznego briefingu dla Parlamentu Europejskiego pod nazwą „Członkowie Parlamentu Europejskiego i naukowcy na rzecz Europy wolnej od gmo” SCIENTISTS AND MEPS FOR A GM FREE EUROPE mamy do czynienia z bronią masowego rażenia. Zapraszam na stronę internetową www.halat.pl i zachęcam do samodzielnej krytycznej oceny naukowych faktów i lobbingowych mitów.

– Dziękuję za rozmowę.

Nasza Polska, 26. lutego 2008