GMO – Kapitulacja rządu?

Zapowiedź kapitulacji rządu polskiego, który głosem ministra Sawickiego podczas targów Grüne Woche w Berline poinformował o planowanej zmianie ustawy paszowej poprzez cofnięcie zakazu stosowania w żywieniu zwierząt organizmów genetycznie modyfikowanych budzi poważne zaniepokojenie. Odbiła się ona głębokim echem w środowiskach przeciwników GMO oraz ruchów konsumenckich w Polsce i na terenie całej Europy.

Przypomnijmy latem 2006 Sejm i Senat a następnie Prezydent RP podjęli ustawę o paszach, wychodzącą naprzeciw postulatom większości społeczeństwa polskiego, które głosami swoich przedstawicieli we wszystkich sejmikach wojewódzkich ogłosiło Polskę strefą wolną od GMO.

W atmosferze skandalu spowodowanego histeryczną reakcją propagatorów technologii transgeniczych z kręgów naukowych i ponadnarodowych korporacji oraz hodowców drobiu i trzody uzależnionych od dostaw soi genetycznie modyfikowanej, ustawa została następnie przesłana do notyfiakcji przez komisarzy UE.

Dystrybutorzy pasz skażonych przez GMO oraz przetwórnie mięsne, związane z farmami przemysłowymi należącymi głównie do zagranicznych korporacji, używali różnych form nacisku aby prawo to zablokować, lobbując intensywnie za odrzuceniem tej ustaw na forum KE w Brukseli.

Równocześnie z ” ustawą paszową” rząd polski przedłożył do zatwierdzenia regulatorowi unijnemu znowelizowaną ustawę o nasiennictwie zakazującą wprowadzania na terenie RP upraw roślin genetycznie modyfikowanych, uprzednio dopuszczonych do zasiewów na terenie UE – wpisanych do tzw. wspólnotowego katalogu nasion.

Te dwie ustawy, łącznie z szeroką akcją lokalnych władz, rolników, ekologów, naukowców i polityków podjętą dla utworzenia z terytorium Polski strefy wolnej od GMO, w krótkim czasie wysunęły Polskę na czoło toczącej się w Unii debaty nad ponownym wprowadzeniem, zawieszonego na skutek nacisków sterowanej przez amerykanów Światowej Organizacji Handlu – moratorium na stosowanie technologii transgenicznych w europejskim rolnictwie.

Tego było już za wiele. Skoncentrowany atak światowego przemysłu biotechnologicznego na polskie inicjatywy musiał w końcu odnieść skutek. W przeciwnym wypadku inne kraje wspólnoty, również sceptyczne do zastosowania GMO poszły by w jej ślady, a to spowodowałoby niepowetowane straty w globalnym interesie, jednym z lepszych jaki obecnie istnieje na naszej planecie.

Efekt znamy z ostatnich doniesień prasowych. Komisja Europejska, w imię ochrony interesów transnarodowych korporacji biotechnologicznych, czerpiących niebotyczne zyski z propagacji i sprzedaży groźnych dla zdrowia i środowiska produktów GMO (i ściśle związanych z nimi środków chemicznych), nakazuje Polsce zmianę jej wewnętrznego prawa , stworzonego w ramach Konstytucji i w trybie systemu polskiej demokracji. Prawa, które ma głębokie uzasadnienie w oddolnej inicjatywie samorządów lokalnych oraz ich woli zachowania czystości polskiej ziemi dla produkcji zdrowej, nieskażonej zdradliwymi mutantami żywności. Tylko zachowanie Polski wolnej od GMO pozwoli na dalsze utrzymanie dynamicznie rozwijającego się eksportu polskiej żywności oraz utrzymanie produkcji wysokiej jakości żywność dla Polaków.

Tymczasem minister polskiego rządu, na światowym forum ekologów jakim są niewątpliwie doroczne targi Grüne Woche, zamiast włączyć się w promocję swoistej „fabryki” żywności tradycyjnej i ekologicznej jaką może być Polska dla Europy i świata – ogłasza wszem i wobec kapitulację.

W dodatku robi to w chwili gdy kolejny kraj, Francja, ogłasza zakaz upraw GMO i rozważa możliwość zakazu stosowania pasz GMO. W chwili gdy konsumenci w całej Europie (w Polsce prawie 80% https://www.pbsdga.pl/x.php?x=311/Zywnosc-modyfikowana-genetycznie.html) wyraźnie demonstrują swoją niechęć do spożywania produktów pochodzących od zwierząt karmionych paszami GMO.

Odwołujemy zakaz stosowania pasz GMO – nasze produkty mięsne będą produkowane z zastosowaniem trasgenicznych komponentów. Możecie kupować zdrowe mięso gdzie indziej.

Oczywiście zmiana prawa ustawowego musi zostać przeprowadzona na drodze normalnych procedur legislacyjnych. Zapowiada się więc debata w sejmie i senacie nad zapowiedzianą inicjatywą dostosowawczą rządu.

Czy obecny parlament zdominowany w sferze rolnictwa reprezentacją pobratymców partyjnych naszych wspaniałych negocjatorów, sprawców głodowych warunki akcesji, będzie w stanie wznieść się na odpowiedni poziom odwagi cywilnej i utrzymać w mocy zakaz stosowania pasz, – zależeć będzie od debaty publicznej jaka na temat GMO powinna zostać podjęta również poza sejmem – w samorządach lokalnych i zrzeszeniach rolników z inspiracji organizacji pozarządowych, takich jak powstała niedawno Koalicja Polska Wolna od GMO (www.polska-wolna-od-gmo.org).

W dyskusji tej niezbędne jest posiadanie minimum wiedzy, nie tylko na temat zagrożeń związanych ze stosowaniem w rolnictwie roślin genetycznie modyfikowanych, lecz również wyciągnięcie odpowiednich wniosków z tego co się stało z naszym polskim przemysłem paszowym w ciągu kilkunastu ostatnich lat.

Ci, którzy czerpią ogromne korzyści z biotechnologii i intensywnej hodowli zwierząt chcą żebyśmy uwierzyli, że zakaz stosowania pasz zawierających GMO dramatyczne podniesie koszty produkcji zwierząt i tym samym spowoduje wzrost cen produktów mięsnych.

Jednak ze stanowiskiem, że pasze genetycznie modyfikowane to nasza jedyna opcja stanowczo nie można się zgodzić.

Jest oczywiste, że w celu realizacji strategii całkowitej kontroli rynku przez gigantów wzrost cen zbóż jest związany z poświęceniem zbyt dużych areałów dobrych gleb na uprawy roślin przeznaczonych na biopaliwa kosztem roślin zbożowych i strączkowych.

Polska jak chyba żaden kraj w Europie padła ofiarą tego trendu.

Przypomnijmy, transformacja jednej z największych branż jakim niewątpliwie był polski przemysł produkcji i przetwórstwa pasz przebiegała standardowo.

Najpierw na naszej narodowej własności uwłaszczyła się komunistyczna nomenklatura, stąd największe jednostki jak Rolimpex zostały „odpowiednio” sprywatyzowane, potem powstały mniejsze spółki i spółeczki wyprzedające majątek w kawałkach, żeby nie było widać; końcowym zaś etapem, który zakończył się dopiero przed kilku laty było oddanie w ręce zagranicznych koncernów resztek tego co pozostało z najbardziej zyskownych i strategicznych zakładów paszowych i przetwórczych. W międzyczasie uległa całkowitemu przeobrażeniu struktura zaopatrzenia w surowce, szczególnie w komponenty wysokobiałkowe – podstawę przemysłowego tuczu. W miejsce kontraktacji lokalnie produkowanych przez miejscowych rolników składników pochodzących głównie z upraw roślin strączkowych rozpoczęto masowy import śruty sojowej.
Stworzono w naszym kraju sztuczny deficyt białka w kwocie ponad 2 mln ton rocznie, który jest uzupełniany przez dostawy soi genetycznie modyfikowanej głównie z USA i Argentyny.

Polska jest więc obecnie całkowicie uzależniona od producentów soi transgenicznej, jednak na światowym rynku zaopatrzenia w śrutę sojową występuje również atestowana, czysta genetycznie śruta wytwarzana przy zastosowaniu metod konwencjonalnych.

Nie jest to jednak interes światowych dominantów handlu paszami, którzy żądzą niepodzielnie również na Polskim rynku. Tzw. triada „ABC”, koncerny ADM – Bunge – Cargill opierają swoją prosperitę głównie na współpracy z biotechnologicznymi gigantami Monsanto, Syngenta, Pioneer, Bayer Crop Science, z którymi mają wieloletnie kontrakty na regularne dostawy materiału transgenicznego i muszą się wywiązywać z przyjętego na siebie obowiązku zbytu. Polska to 2 mln ton pewnego interesu, więc rezygnacja z niego odbiłaby się poważnie, może nie tyle na finansach tych korporacji co na losie i karierach jej ambitnych, korporacyjnie poprawnych i lojalnych menagerów.

To z ich inicjatywy rozpowszechniono informację, że soja niemodyfikowana jest w Polsce generalnie niedostępna, a do tego dużo droższa. W ślad za tym przedstawiono odpowiednio spreparowane kalkulacje i rozpowszechniono je głównie wśród właścicieli farm drobiu, którzy głosami swoich izb branżowych z przerażeniem domagają się od rządu uchylenia zakazu stosowania transgenicznej śruty, ponieważ droższa pasza pozbawi reszty ich i tak już małego zysku.

Ogłoszono bowiem, że cena paszy z zastosowaniem czystej genetycznie śruty sojowej będzie wyższa o ponad 30%. To spowoduje wzrost kosztów produkcji drobiu, a w konsekwencji masowy import taniego mięsa drobiowego, n.b. produkowanego przy zastosowaniu GMO. Nasi rodzimi drobiarze zostaną zrujnowani i pozbawieni środków do życia.

W efekcie polscy konsumenci będą i tak zmuszeni jeść mięso GMO z tą różnicą że nie będzie ono pochodzenia polskiego tylko na przykład z Chin.

Czy zaprzyjaźniony z tym sektorem rząd w osobie ministra rolnictwa może nie uwzględnić postulatów płynących na podstawie tak apokaliptycznego scenariusza ?

Otóż odpowiedź brzmi nie, wcale nie musi.

Trzeba tylko wziąć na chwilę zwykły kalkulator i policzyć.

Po pierwsze.

Na CBOT (Chicago Board Of Tarde ) światowej giełdzie zaopatrzeniowej, ceny śruty sojowej niemodyfikowanej gatunku HiPro od kilku lat oscylują w jedynie granicach 8 do 12 % powyżej cen śruty transgenicznej.

 Po drugie, w większości gotowych produktów paszowych zawartość śruty sojowej nie przekracza 20% osiągając maksimum zawartości na poziomie 30%.

Jeśli więc przyjmiemy, że śrutę transgeniczną zastąpimy czystą genetycznie to maksymalny poziom wzrostu cen mieszanki paszowej nie powinien przekroczyć 3 %.

Dokładnie dziesięć razy mniej niż przekazano ministrowi i opinii publicznej.

Czy na podstawie takiej „lipnej” kalkulacji mamy odchodzić od zamiaru dojścia w krótkim czasie do produkcji mięsa na najwyższym poziomie zdrowotnym, którego cena na rynkach bogatych krajów UE przekracza dwukrotnie cenę mięsa GMO ?

Coraz większa liczba krajów rezygnuje z GM-soi. Wielu włoskich i francuskich producentów mleka i serów poszukuje obecnie pasz wolnych od GMO. W Austrii i Holandii obserwuje się podobne działania producentów mleka i mięsa wołowego. W Wielkiej Brytanii, drób dostarczany do hipermarketów jest specjalnie oznakowany, jako wolny od GMO.

Od września 2006r. również Polska importuje soję posiadającą certyfikat „wolny od GMO” przeznaczoną na pasze dla trzody chlewnej w zakładach zajmujących się przetwórstwem i eksportem na rynek niemiecki i szwajcarski. Dlaczego nie można kupować jej więcej ?

Równocześnie jednak w celu uniezależnienia się od dostaw importowanych komponentów niezbędna jest właściwa polityka naszego rządu dla przywrócenia pierwotnej skali udziału polskich rolników w zaopatrzeniu sektora paszowego. Poprzez stymulowanie i promowanie produkcji roślin paszowych w zrównoważonych gospodarstwach rodzinnych można istniejący trend stosunkowo łatwo odwrócić. Polscy rolnicy nie muszą ugorować prowadzonych w kulturze od stuleci pól. Mogą zasiewać groch, łubin, bobik oraz inne rośliny wysokobiałkowe, zaś nasi naukowcy, w miejsce uzasadniania fałszywej opłacalności stosowania importowanych pasz zawierających GMO powinni pracować nad nowymi odmianami roślin paszowych konkurencyjnych dla soi transgenicznej.

Niezależne badania naukowców potwierdzają zasadność tezy, że Polska ze swoją przewagą gospodarstw rodzinnych będzie w stanie utrzymać wymagany poziom produkcji mięsa w oparciu o własną produkcję białka paszowego bez stosowania komponentów genetycznie zmodyfikowanych.

Dla dobra polskich konsumentów, dla dobra polskich rolników z korzyścią dla hodowców, przetwórców i eksporterów zakaz stosowania GMO w zasiewach oraz pasz transgenicznych w żywieniu zwierząt musi zostać w naszym kraju utrzymany.

Polska, wspólnie z innymi krajami powinna dążyć do zmiany ustawodawstwa unijnego w kierunku, dostosowania go do naszych europejskich standardów i zwyczajów żywieniowych, w których nie ma miejsca na żywność Frankensteina.

Paweł Połanecki

ekspert niezależny

Koalicja „Polska Wolna od GMO”

www.polska-wolna-od-gmo.org