Skażenie ukryte w żywności

Od wielu lat coraz bardziej nękają nas i nasze pociechy wszelkiego rodzaju alergie, nietolerancje pokarmowe oraz wiele innych trudnych do opanowania plag cywilizacyjnych. W ostatnim czasie sprawa stała się naprawdę paląca i budzi, szczególnie w nas jako rodzicach, najgłębszy niepokój. Stąd też nasze częste wizyty u alergologów i dietetyków, poszukiwania nowości wydawniczych, by wyjaśnić ten stan rzeczy, poznać przyczyny i móc je wyeliminować z naszego życia. Pragniemy, rzecz jasna, ustrzec siebie, lecz przede wszystkim dzieci, przed trudnymi w leczeniu schorzeniami.
Postęp cywilizacyjny i krocząca w ślad za nim technizacja produkcji rolnej i przemysłu spożywczego wskazywałaby na coraz wyższą jakość i czystość spożywanych przez nas produktów tj. na mniejsze zanieczyszczenie żywności. Skąd bierze się zatem wciąż rosnąca liczba zachorowań, które szczególnie u dzieci nie sposób zrzucić na stres wywołany pracą zawodową czy też nadmiernym tempem życia? Odpowiedź na to pytanie jest z pewnością niełatwa i wielokierunkowa, lecz głównym hasłem, które wyłania się spośród mnogości różnych czynników jest skażenie – słowo-hasło, które zdaje się wyjaśniać ten narastający problem i pozwala zrozumieć to, co niepojęte. Nie bez znaczenia jest tu przynależność Polski do UE, która wywiera na nasz kraj wielokierunkową presję, czasem korzystną, ale często bardzo szkodliwą w skutkach.

O rosnącym skażeniu powietrza różnego rodzaju wyziewami słyszymy już od dawna i czynimy starania, by możliwie zminimalizować ten rodzaj skażenia środowiska. Niestety często nie jesteśmy w stanie uniknąć tego rodzaju zanieczyszczeń, jako że nasz wpływ na te sprawy jest znikomy.
Kolejnym głośnym problemem jest czystość wody dostarczanej do gospodarstw domowych, o co również coraz bardziej staramy się dbać poprzez budowę oczyszczalni ścieków i ścisłą kontrolę. Co jednak będzie, gdy zrealizuje się scenariusz niczym z prawdziwego horroru i rząd sprzeda polskie wodociągi, tylko Bóg raczy wiedzieć. A plany takie już są…
O dodatkach chemicznych stosowanych w przemyśle spożywczym również wiemy już nie jedno, dzięki szerokim publikacjom świadomość społeczeństwa znacząco wzrosła. Dziś już każdy rozumie, że niektóre ‘E’ są wysoce szkodliwe i że lepiej unikać wszelkich konserwantów, ulepszaczy i sztucznych aromatów czy barwników. To samo dotyczy środków ochrony roślin stosowanych w rolnictwie i ogrodnictwie, czy też chemii podawanej hodowlanym zwierzętom.
Bardzo rzadko jednak wspomina się o czynniku wprowadzanym do produkowanej żywności praktycznie całkowicie bez naszej wiedzy, który w znacznym stopniu po cichu przyczynia się do generowania chorób cywilizacyjnych, jak alergie, nowotwory, cukrzyca, otyłość czy bezpłodność. W ten sposób dotarliśmy do kolejnego słowa-hasła tj. biotechnologii. Brzmi ono bardzo niewinnie i nowocześnie zarazem. ‘Bio’ czyli prawie ‘eko’, jak może się wydawać na pierwszy rzut oka. ‘Technologia’ to znak nowej ery, innowacji, a więc nie budzi naszej podejrzliwości ani nie nastręcza wątpliwości; wprost przeciwnie, wywołuje pozytywne skojarzenia, bo oznacza, że stoi za nią nauka, postęp, że ktoś nad wszystkim czuwa. Tymczasem gdy bliżej zapoznamy się z tematyką, odkrywamy przykrą prawdę: biotechnologia na obecnym etapie rozwoju oznacza w rolnictwie i przemyśle spożywczym wyłącznie skażenie, tyle że dla przeciętnego konsumenta trudne do wykrycia, a przez to trudne do wyeliminowania.
Na czym więc polega biotechnologia i co to są organizmy transgeniczne, czyli genetycznie modyfikowane zwane w skrócie GMO?
Często, gdy natrafiamy na ten temat, słyszymy opinię, że GMO istnieje już od zarania dziejów, bo przecież ani pszenżyto, ani nektaryny, ani inne im podobne nowości z nieba nam nie spadły. Obalmy zatem raz na zawsze ten mit, który z całą premedytacją rozpowszechniany jest wśród konsumentów przez koncerny produkujące GMO, by uśpić ich czujność. Nie wolno nam mylić zapylania krzyżowego roślin z GMO! W największym skrócie krzyżowe zapylanie polega na łączeniu (zapylaniu) dwóch pokrewnych organizmów roślinnych i obserwowaniu rezultatów tego zabiegu. Jeżeli któraś z krzyżówek reprezentuje pożądane cechy, wprowadza się ją na rynek. Zwykle oznacza to wieloletnie, żmudne badania, a celem ich jest wspomożenie natury tj. połączenie ze sobą takich roślin, które również w warunkach naturalnych mają szanse wydania potomstwa (owoców/nasion). Zupełnie inaczej przedstawia się sprawa w przypadku GMO. Tu łączy się ze sobą organizmy, które w naturze nigdy nie miałyby najmniejszych szans na wydanie potomstwa, tj. w warunkach laboratoryjnych przenosi się gen jednego organizmu do drugiego, np. gen ryby do pomidora, gen szczura do sałaty, gen meduzy do ziemniaka, gen ludzki do ryżu i karpia, czy wreszcie gen bakterii Bacilus thuringiensis, który produkuje toksyczne, owadobójcze białka, do kukurydzy, czy też gen odporności na Ruondup (herbicyd produkowany przez korporację Monsanto) bakterii Agrobacteruium tumefaciens, która jako jedyna zdołała przetrwać na toksycznych, po-roundupowych wysypiskach śmieci, do soi.
Testy kontrolne korporacji produkujących GMO oraz instytutów naukowych sponsorowanych przez te korporacje wypadają zwykle bardzo pomyślnie tj. certyfikują żywność GMO jako całkowicie nieszkodliwą dla innych organizmów żywych. Może dlatego, że trwają maksymalnie do 90 dni? Zupełnie inaczej wypowiada się w tym względzie nauka niezależna, której badania na całym świecie dowodzą szkodliwego działania GMO na zwierzęta doświadczalne tj. zwiększoną śmiertelność, zapadanie na choroby nowotworowe, alergie, deformacje i uszkodzenia narządów wewnętrznych, ograniczony przyrost, bezpłodność itd. Na dodatek wiadomo, że przy obecnym rozwoju technologii przenoszenie sekwencji genów jest zabiegiem mało precyzyjnym, a więc i skutki takiej ‘zabawy w Pana Boga’ mogą okazać się w przyszłości katastrofalne. Proces uwolnienia organizmów genetycznie zmodyfikowanych do środowiska naturalnego jest nieodwracalny, gdyż ich pyłek już bez żadnych ograniczeń przenoszony jest przez wiatr i owady na konwencjonalne uprawy. Dziś często, zgodnie z zamiarem korporacji, nasiona tych roślin nie mają zdolności kiełkowania. Co będzie, jeśli ta cecha przeniesiona zostanie na nasiona konwencjonalne? Wiadomo też, że owady, w tym pszczoły miodne będące głównym zapylaczem roślin, chorują, a nawet giną po takiej ‘diecie’. Gdzie jednak w grę wchodzą gigantyczne zyski i zapanowanie nad polityką żywieniową dużych obszarów świata, nic innego się nie liczy.
W Polsce oficjalnie nie mamy upraw GMO. Praktycznie nie ma ich też u siebie UE, bo zaledwie 0,1 % powierzchni użytków rolnych stanowią tu uprawy GMO. Problem tkwi w tym, by rząd RP nie ulegał naciskom korporacji i nie dopuszczał na obszarze naszego kraju ani upraw GMO, ani obrotu produktów tudzież nasion/ziaren GMO, gdyż w praktyce oznacza to przekazanie polityki żywieniowej kraju, będącej potężnym narzędziem władzy, w ręce korporacji patentujących nasiona i wszelkie swoje produkty. Nie bez znaczenia jest tu przynależność Polski do UE, która wywiera na naszym kraju wielokierunkową presję, czasem korzystną, ale najczęściej bardzo szkodliwą w skutkach.

Skoro mamy w Polsce zakaz upraw GMO, w czym tkwi właściwie problem? Odpowiedź brzmi: w paszach, którymi skarmiane są polskie, ale też europejskie, zwierzęta hodowlane. I tak odkryliśmy trzecie słowo-hasło, które jest być może kluczem do rozwiązania naszych zdrowotnych problemów. Od około 15 lat sprowadza się do Polski śrutę sojową i kukurydzianą GMO z Ameryki Północnej i Południowej. Stanowi ona poważny, bo 30% dodatek do pasz, gdyż szczególnie soja, jako roślina wysokobiałkowa (zawartość białka ok. 40 %), ma być doskonałym składnikiem pokarmowym dla wszystkich zwierząt hodowlanych. Zamiast jednak uprawiać rodzime odmiany soi albo inne rośliny paszowe (co byłoby znacznie korzystniejsze, gdy wziąć pod uwagę, że soja zawiera substancje estrogenopodobne, które podawane są kobietom w okresie przejściowym zwanym menopauzą, co zatem nie może wpływać korzystnie na rozrodczość ludzi i zwierząt), ściągamy statkami zza oceanu praktycznie 100% tego komponentu z upraw GMO. Jasno z tego wynika, że praktycznie 100% pasz, którymi są karmione zwierzęta hodowlane w Polsce, zawiera soję Roundup Ready, czyli soję (lub kukurydzę) genetycznie modyfikowaną, a co za tym idzie praktycznie 100% produkcji mięsnej, wyrobów wędliniarskich oraz przetworów mlecznych, wyjąwszy jedynie niektóre produkty ekologiczne, powstaje na bazie GMO. Gdy dołączyć do tego lecytynę sojową produkowaną z soi GMO i stanowiącą dodatek do bardzo wielu wyrobów spożywczych, oraz wszędobylski syrop glukozowo-fruktozowy, także GMO, zarysowuje się nam całokształt dramatycznej sytuacji na rynku, jaką cichaczem zgotował nam poprzedni rząd. Do tego dodajmy fakt, że w Polsce obowiązuje przedziwne prawodawstwo w tym zakresie, w myśl którego wolno sprowadzać do kraju nasiona i ziarno GMO, choć nie wolno ich wysiewać.
Oczywiście wszystko ma swoją cenę, także gigantyczne kontrakty na soję i kukurydzę GM sprowadzaną do nas z obu Ameryk. Niespotykana dotąd skala lobbingu oraz sponsoringu koncernów produkujących GMO, które chcą się wedrzeć na rynki Europy, usprawiedliwia wszystko, także opisany tu proceder noszący znamiona ludobójstwa na własnym Narodzie. Rząd za datki korporacji pod postacią choćby Centrum Nauki Kopernika, które dziś jest przez korporacje sponsorowane i nieprawdopodobnie lobbuje na rzecz tychże, chce sprzedać swoich wyborców, ich zdrowie, środowisko naturalne kraju, ziemię rolną, gospodarkę i politykę żywieniową. Cel koncernów jest aż nadto jasny: generować choroby, a potem je leczyć, zarabiając na jednym i drugim procederze niewyobrażalne pieniądze.

W Bułgarii matki wyszły na ulice i skutecznie wykrzyczały swój sprzeciw wobec GMO. Na Ukrainie każda babcia wiedziała jeszcze do niedawna, że nie należy kupować niczego, co zawiera GMO, a produkty były oznakowane. Od „majdanu” na terenie Ukrainy króluje już Monsanto i skupuje ziemię za przysłowiowe grosze – naszą polską niegdyś ziemię – a zatem sytuacja w tym kraju zmieniała się radykalnie. Rosja dawno zakazała u siebie GMO. W wielu krajach UE rządy skutecznie zablokowały uprawy GMO na swoim obszarze. A co będzie z Polską, której rząd wydaje się być bardzo podatny na perswazje koncernów? Polska wciąż nie ma ustawowego zakazu uprawy i obrotu GMO. I dotyczy to nie tylko upraw czy sprzedaży nasion GMO, które wolno sprowadzać do kraju (dziś już trudno powiedzieć, z jakich nasion tłoczony jest np. olej rzepakowy, robione chrupki kukurydziane itp.), lecz także karteli farmaceutycznych produkujących często bardzo toksyczne leki i szczepionki (zawierają rtęć uszkadzającą system nerwowy i aluminium ograniczające płodność!!!).

Już tylko wspomnę o innych czynnikach mających znaczący wpływ na zdrowotność spożywanej przez nas żywności, które wyraźnie zwiększają zachorowalność na choroby cywilizacyjne oraz ograniczają płodność zwierząt i ludzi, jak:
– dla przypomnienia – produkty żywnościowe GMO i produkty popaszowe, tj. mięso, wędliny, nabiał – trzecie pokolenie myszy żywionych GMO i pojonych wodą z dopuszczalną w UE ilością Roundupu jest bezpłodne, a 70 % badanych szczurów rozwija chorobę nowotworową,
– pozostałości agrochemii, np. pozostałości Roundupu w żywności – ograniczają płodność!!!, generują choroby,
– napromieniowywanie produktów żywnościowych w celu przedłużenia przydatności do spożycia,
– aromaty, konserwanty i inne dodatki chemiczne do żywności, np. wspomniane już wszechobecne lecytyna sojowa GMO i syrop glukozowo-fruktozowy GMO – ograniczają płodność!!!,
– wszechobecność plastiku, a wraz z nim bisfenolu A – substancja estrogenopodobna, feminizująca – ogranicza płodność!!!,
– smugi chemiczne, które zawierają m.in. aluminium przedostające się do organizmów trzema kanałami: z powietrzem, wodą i glebą (uprawy), w znacznym stopniu ograniczają płodność!!!

Zamiast więc stosować drogą i ryzykowną oraz kontrowersyjną metodę in-vitro refundowaną przez NFZ! (i to zaledwie po 12 miesiącach ‘nie owocnego’ współżycia naturalnego niekoniecznie par związanych więzami małżeńskimi), ulegać żądnym władzy i pieniędzy ponadnarodowym korporacjom, lansować związki homoseksualne i wymyślać trzecią płeć oraz absurdalnie zmanipulowaną teorię gender itd. należy natychmiast ograniczyć elementy powodujące postępujące ograniczenie płodności ludzi i zwierząt.

Pamiętajmy że normy to kwestia nader umowna i zmieniane są za przyzwoleniem rządów w zależności od potrzeb największych producentów. W latach 90-tych, wraz z dopuszczeniem soi Roundup Ready na rynek UE, zwiększono 200-krotnie europejską normę pozostałości glifosatu w nasionach/ ziarnie, a po katastrofie w Fukushimie wydano w trybie pilnym rozporządzenie podwyższające dopuszczalną normę radioaktywności w żywności z 600 do 12.500 bekereli na kilogram – 27 marzec 2011(UE)NR.297/2011.

Trzeba być nieskończonym głupcem albo zwyczajnym sabotażystą, by pozwolić na wprowadzanie tego typu produktów do kraju i przeprowadzanie nieobliczalnego w skutkach eksperymentu na Narodzie, który przysięgało się chronić i strzec. Naród, który utracił możliwość rozrodu, przestaje istnieć. Czy o to właśnie chodzi?

Żądamy natychmiastowej legalizacji sprzedaży polskiej tradycyjnej żywności nieprzetworzonej i przetworzonej pochodzącej z tradycyjnych, rodzinnych gospodarstw rolnych bez narzucania rolnikom norm niemożliwych do spełnienia! Rozwiązania prawne można skopiować w wielu innych krajach Europy.

***

Żyjemy w świecie pełnym iluzji, w świecie, w którym trudno dotrzeć do prawdy… Aby ją poznać, musimy zajrzeć w głąb siebie, odepchnąć narzucane nam z zewnątrz wzorce i programy. Każdy z nas nosi w sercu cząstkę Boga, wystarczy to zauważyć, by na zawsze uzyskać połączenie z tą najwyższą energią. Wtedy nie będą Ci potrzebne zdewaluowane wartości, skompromitowane autorytety, czy obca, żądna wszechwładzy finansjera, ani przekupieni przez system eksperci. Twoje serce będzie emitowało prawdę i żaden upokarzający system Ci nie zagrozi.
Edukacja, ta prawdziwa, to podstawa każdego kraju i Narodu.
Rolnictwo, to prawdziwe, to trzon, bez którego Naród nie może przetrwać.
Zatrute społeczeństwo toksyczną, korporacyjną żywnością pozwoli zrobić ze sobą niemal wszystko, także sponsorować obcym, żądnym władzy i pieniędzy korporacjom własną edukację…
To śmierć polskiego szkolnictwa i polskiej racji stanu, hańba dla Narodu, który patrzy na to bez wiary i nadziei. W milczeniu. Z przyzwoleniem. Obudź się, Polsko!
„Kto milczy, ten przyzwala…”*

Lena Huppert

prezes Fundacji Wspierania Rozwoju Kultury i Społeczeństwa Obywatelskiego QLT

 

Obejrzyj w internecie film (lub przeczytaj książkę): „Obnażanie Matrixa – Ukryte Oblicze Matrixa”, „Świat według Monsanto”, „Nasiona kłamstwa”, „Życie wymyka się spod kontroli”, „Zanim przeklną nas dzieci”.

* Mikołaj Rej